środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 8.

- I ty to wszystko robiłeś, żeby mnie zobaczyć? - pytam.
- Zakochałem się, księżniczko tego od ciebie też oczekuję - mówi, biorąc kosmyk włosów i bawi się nimi.
Frajer. Jak można oczekiwać od kogoś obcego, aby o pokochał. Ja nic o nim nie wiem i nie chcę wiedzieć. Wolę mieć kogo kto będzie mnie chciała bo mnie naprawdę kocha i będzie dbać o mnie, a nie tylko, abym robiła mu jedzenie i na pokaz przed kumplami. To jest niedorzeczne. Wiem, można się zakochać w kimś, ale oczekiwać od niego tego samego? To już kompletnie jest szczyt chamstwa. Zwykły frajer, ale może się zmieni. Och, nie nie sądzę.
- Może byś się odezwała, co? - pyta.
- Zostaw mnie w spokoju! Ja Cię nie kocham zrozum to! Wynocha stąd! - krzyczę na niego, ale on się tylko złośliwie uśmiecha.
- Jak widzisz to też mój pokój, kochanie - odpowiada.
- W takim razie chociaż, zejdź z mojego łóżka! Natychmiast! - nakazuje mu.
- Jaka zadziorna - przewraca oczami.
- Mówiłam zejdź z mojego łóżka! Ale już! - znowu na niego krzyczę. Założę się, że większość ludzi słyszy nas.
- Żadna kobieta nie będzie mi mówić co mam robić - mówi ostrym tonem i łapie mnie mocno za nadgarstki. Za mocno.
- Puść mnie, puść! Nie słyszysz? - mówię, wiedząc, że mnie słyszy, ale udaję, że nie dosłyszał. Po chwili moja sylwetka znajduję się na jego ramionach i podnosi mnie.
- Puść mnie! - żądam i kopę go gdzie popadnie.
- Jeśli chcesz - mówi i puszcza mnie wprost na twardą i drewnianą podłogę.
- Och zapomniałem - mówi ironicznym tonem i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie samą, obolałą na podłodze.
Jak on mi mógł to zrobić? Ja nawet podnieść się nie mogę a co dopiero pojechać do szpitala. Czy on ma w ogóle uczucia? On nie ma serca. Nawet nie pomógł mi wstać tylko odszedł jak gdyby nic. Nie ma co się siłować. Boli mnie jeszcze bardziej, gdy się poruszę. Jak sobie coś złamałam to nie odpuszczę mu. Frajer. Dupek. Debil. Idiota. Kretyn. Dobra, spokojnie, Darcy dasz radę może ktoś wejdzie do pokoju i mi pomoże. Bezinteresownie. Zapomniałam. Teraz coś takiego nie istnieje i nikogo nie obchodzi mój wstrętny los. Z resztą kto mógłby się mną zainteresować? Bo już sama nie wiem. Siedzę już tu z godzinę i nic. Kompletne zero. Nikt nie zainteresował się co mogłoby mi się stać. Bo po co sobie zadawać trud, by ruszyć swój tyłek i zapytać jak się czuję? Może Harry nawciskał im jakiś kłamstw, że zasnęłam na jego ramionach, więc postanowił mnie zostawić. Na samą myśl o im skręca mnie w żołądku. Może i jest przystojny, ale to nie wszystko. Potrzeba jeszcze trochę oleju w głowie. Ciekawe jak bardzo moja matka się o mnie martwi? Pewnie wcale. Zawsze byłam dla niej ciężarem. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałam 6 lat. Do tego czasu mogłam się spotykać z kim chciałam. Ale po odejściu taty? Nigdzie. Przez ten cały czas kłócili się o mnie. Słyszałam ich rozmowy, chociaż byłam zamknięta w pokoju. Moja matka mówiła, że mnie nie chcę i zadba o to w sądzie, aby mnie przydzielili do ojca. Tata się zgodził zawsze mnie kochał. Pamiętam jak zawsze mnie pocieszał i przytulał. Wszystko było wtedy idealne. Można by pomyśleć, że z bajki. Albo wyssane  z palca. Gdy nadeszła sprawa w sądzie zostałam z babcią. Ona też była wspaniała. Niestety nie po mojej mamy myśli wszystko poszło. Sąd stwierdził, że lepiej będzie mi z matką. A mój ojciec nie dostał nawet prawa spotykania się ze mną. Nawet nie wiem gdzie mieszka. Chciałabym go zobaczyć. Pogadać z nim. Zamieszkać. Kiedy tylko wróciłam do domu zaczęła mnie bić i krzyczeć jakim jestem problemem dla niej i że nie powinno mnie tu być. Głodziła mnie. Nie kupowała mi prawie w ogóle ciuchów. Pozwalała mi się myć tylko raz w tygodniu. Dopiero później gdy zrozumiała, że będę posłuszna dawała mi się dobrze najeść, kupowała mi ubrania, pozwala mi się myć codziennie i co najważniejsze nie biła mnie już. W zamian za to oczekiwała ode mnie wzorowego zachowania, dobrych ocen i żadnego pyskowania do niej. Łzy napłynęły mi do oczu. Tym razem dam upust moim uczuciom.

                                                                    ***

- Obudź się! - szturcha mnie Ann. - Co ty w ogóle robisz na tej podłodze? Harry powiedział, że usnęłaś w jego ramionach, więc zostawił Cię samą. Pewnie za bardzo się wierciłaś i spadłaś. Ale spać pół dnia! To już lekka przesada Darcy - śmieję się Ann.
Kiwam jej głową bo nie mam siły cokolwiek powiedzieć.
- Skąd te siniaki? - pyta mnie.
Pokazuję jej gestem, że nie mam siły mówić.
- Dobra weźmiemy Cię do szpitala. Zobaczymy co potem - mówi, wiedząc, że jej nie odpowiem - ktoś dzwonił do ciebie kilka razy - dodaję.
- Ostatni byłaś zawieźć Brada do przychodni, ale szpital jest trochę dalej. Jazda zajmie nam około godziny, z korkami dwie - uśmiecha się.
- Macie jakiś pomysł, jakby ją przenieś? - pyta reszty osób zgromadzonych tuż nade mną.
- Może przeniesiemy ją na noszach? - mówi jakaś rudowłosa dziewczyna, której nie znam.
- A ktoś ma coś takiego? - pyta z pogardą Harry.
- Zdaję się, że w każdym mieszkaniu dają podstawowe rzeczy co pomocy czy jakoś tak - przypomina mu Bradley.
- Emily, Jake idźcie po nosze - nakazuję im Ann.
Następnie para nastolatków wychodzi z pokoju za poszukiwaniem noszy. Chwilę później przychodzą dźwigając noszę.
- Harry pomóż mi podnieść ją - mówi Liam.
Zostaje podniesiona i położona przez nich na noszach. Później Ann przypina mnie, abym z nich nie fortunnie nie spadła.
- Dobra, Ja, Harry i Brad jedziemy. Chłopaki weźcie Darcy - mówi Ann.
Biorą po obu stronach nosze i wychodzą w pokoju, a za nimi Ann. Decydują się iść schodami .
- Dobrze, że tylne siedzenie jest wszczepione. - mówi, któreś z nich.
- Dobra, Bradley, prowadzi ja siadam na tylnym siedzeniu bo zgaduję, że chcesz być koło swojej dziewczyny - mówi do Harry'ego.
- Zawsze masz rację - mówi.
Wychodzi na zewnątrz i kierujemy się na parking na, którym jesteśmy po kilku samochodach i od razu odnajdujemy swój. Ann wyciąga kluczyki i otwiera auto i po chwili wkładają mnie do środka. Harry wchodzi, siada na leżącej noszy i zapina się, a po chwili mnie. Z tego co widzę mają w bagażniku siedzenie, na którym siada Bradley, a Ann wsiada na miejsce kierowcy. Po chwili słyszę warkot silnika, co oznacza, że za chwilę będziemy jechać 2 godziny do szpitala. Cudownie. Wkraczamy na ulicę. Gapię się przez 10 minut na sufit samochodu. Jakie to interesujące.

                                                                ***

Otwieram oczy i zdaję się, że jesteśmy przed budynkiem szpitala.  Ann otwiera bagażnik , aby mógł wyjść i po chwili Harry również wychodzi z samochodu. Biorą znów z obu stron noszę i idą wraz z dziewczyną do budynku. Nie jestem w stanie wszystkiego słyszeć, ale słyszę ich chichoty. Wchodzą po schodach, kiedy udaję mi się usłyszeć Ann.
- Uprawiałeś już z nią seks, Harry? - pyta Harry'ego, a mnie normalnie bierze obrzydzenie. Tak jestem dziewicą.
- A co ty  myślałaś? Pewnie, że tak - odpowiada, a ja mam ochotę wstać i przywalić mu w tą jego anielską gębę.
- Musi mieć szczęście - mówi Ann.
Wyczuwam, że Bradley czuję się nieswojo.
- Co ty Bradley prawiczkiem jesteś? - drwi z niego Harry.
- Przecież ostatnio wszedłeś ostatnio mi do łazienki, kiedy  pieprzyłem Emily - mówi.
Oni są obrzydliwi. Pewnie gdybym nie miała takiej matki dawno bym już nie była dziewicą. Ale cóż taki mój los. Nie zorientowałam się, że jesteśmy już w poczekalnii
- Dzień dobry chciałabym zobaczyć co jest mojej przyjaciółce. Zobaczyłam ją w pokoju jak leży nieprzytomna na podłodze. Nie może się nawet ruszyć. - mówi Ann kobiecie.
- A da radę wam mówić wszystko, by zapisać jej dane? - pyta.
- Nie sądzę. Pytałam się jej co się stało, ale nie dała rady odpowiadać - mówi kobiecie w średnim wieku.
- Cóż, poproszę lekarzy, aby przyjęli waszą koleżankę na salę obserwacji - oznajmia im - proszę usiąść w poczekalni - dodaje.
Zmierzają wraz ze mną do najbliższych wolnych miejsc i siadają. Po kilku minutach podchodzą do nas lekarze.
- Moglibyście powiedzieć nam co się dokładnie zdarzyło? - pyta nas siwy mężczyzna w podeszłym wieku.
- Po prostu, gdy przyszliśmy do niej zobaczyć jak się ma leżała na podłodze nieprzytomna - tłumaczy mu tym razem Harry.
A jednak nie zapomnieli o mnie. Jupi.
- Dobrze pomożecie nam ją zabrać? - pytają lekarze, na co kiwają głowami.
Chwilę później jestem znów noszona. Hello umiem chodzić! A nie aktualnie nie.
- Proszę jej nie męczyć i budzić musi odpoczywać. Elisabeth pobierz jej krew na badania i przypnij do kroplówki. Zaraz weźmiemy ją na rentgen. - mówi jeden z lekarzy.
Podchodzi do mnie pielęgniarka wraz ze strzykawką i zaraz pobierze mi krew. Jezu czemu ja się boję pobrać krwi. Zachowuję się jak 5 latek. Po chwili bólu jaki odczuwam, lekarz ponownie podchodzi do nas.
- Wynik pojawi się za około godziny oraz za 5 minut zabieramy waszą znajomą na badanie - oznajmia lekarz.
- Już czas - słyszę głos lekarza.
Jedna z pielęgniarek sadza mnie na wózku inwalidzkim i jedzie nim aż pod salę gdzie mam mieć badanie. Wprowadza mnie tam. Po badaniu znowu jadę na wózku na salę. Powiedzieli mi, że dostanę je, gdy będą już po pobraniu krwi. Aktualnie jestem na sali, a Bradley jakoś tak zniknął.
- Gdzie Bradley? - pytam
- Pojechał po twoje rzeczy, kochanie - mówi czule Harry.
Pierdol się. I jeszcze raz się pierdol. Dziękuję.
- Powinien być za 30 minut o tej godzinie nie ma korków - uśmiecha się Ann.
- Wtedy będą moje wyniki - mówię.
- Widzisz jak się złożyło - odpowiada Ann.
- Jeśli wam to nie przeszkadza prześpię się - oznajmiam im.
- Najważniejsze, abyś wyzdrowiała - przemawia Harry.
- Um. Dzięki - mówię i zakrywam się kołdrą, zamykając oczy.

                                                                    ***

- Są już wyniki, zobacz je - mówi mi pielęgniarka i wręcza papiery z wynikami.
Zaraz otworzę i powiem im jak, ale chcę zobaczyć czy są wszyscy. Tak Bradley jest.
- Zaraz wam przeczytam - oznajmiam im.
Otwieram złożoną kartkę i czytam.
___________________________________________________________________________________
Skomentuj proszę ;)) choćby jedną literką :) to wiele dla mnie znaczy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz