niedziela, 7 września 2014

Rozdział 9.

Odkładam kartkę na stolik i milczę.
- I jak - pytają wszyscy naraz.
-  Przeczytajcie - mówię wiedząc, że nie dam rady im powiedzieć bo się rozpłaczę.
Kiedy podaję im kartkę widzę jak wymieniają tajemnicze spojrzenia. Oddają mi kartkę.
- Ale.. Ale.. jak to możliwe? Skąd my weźmiemy te 4 tysiące na operację? - łka Ann, która chowa się w uścisku Bradley'a.
- To nie wasz problem. To mój problem - mówię.
- Ja zapłacę. Mam tyle kasy - wtrąca się Harry, który nic nie mówił od samego wejścia na salę.
On? On? Czy on jest zdrowy na umyśle? Sam mi to zrobił, a teraz chcę z siebie zrobić wielkiego bohatera. Nie będę mówić, że on mi to zrobił bo wiem, że będę miała jeszcze większe kłopoty, które już i tak mam.
- Nie - mówię stanowczo.
- Zrobię to i tyle rozumiesz? - mówi, a ja tylko kiwam głową.
- Nie musicie ze mną zostawać, jeśli nie chcecie - mówię, chociaż chcę żeby zostali. Ale też nie chcę mieć fałszywych przyjaciół.
- Zostaniemy jeszcze trochę z tobą i jutro przyjedziemy - w jej głosie czuć zmęczenie.
- Ja zostaję - po raz drugi się odzywa.
Nie chcę, żeby został, ale nie mam wyjścia. I tak jak mu powiem, że nie to zostanie. Nie mam ochoty, aby się z nim dziś kłócić. Nastaje cisza. Te 15 minut ciszy zdaje mi się ciągnąć wieki.
- Jedziesz z nami, Harry? - pyta chłopak.
- Mówiłem, że nie - odpowiada chłodnym tonem.
- To cześć - żegna mnie Ann.
- Cześć - macham do nich.
Kiedy oddalają się zdaję sobie sprawę, że zostałam sama z nim. Sama z Harry'm.
- Spierdalaj - chowam głowę w poduszkę.
Nie odpowiada. Zamiast tego zaczyna gładzić mój policzek jakbym była jego dziewczyną. A nie jestem. Dobra, dla niego tak. Ale ja nie chcę. Gwałtownie się odwracam od niego i udaję, że śpię.
- Przepraszam - szepcze mi do ucha.
Nie odpowiadam mu i w dalszym ciągu udaje, że śpię.
- Wiem, że nie śpisz - mówi szeptem.

                                                                       ***

Gdy ponownie otwieram oczy przez okna można ujrzeć zachodzące słońce na tle bladego różu, gdy spoglądam niżej zauważam, że Harry nadal tu siedzie ze mną.
- Wstałaś - mówi niecierpliwym tonem.
- No wow - wywracam oczami - idź stąd. Nie widzisz, że nie chcę tu ciebie - dodaje.
- Nie bądź taka do przodu - syczy

Harry's POV:

Dlaczego ona jest taka nieznośna? Zwykle do dziewczyny się do mnie lepią, ale ona jest jakaś inna, tajemnicza. Chyba chcę zobaczyć co może się jej stać jak będzie chciała być waleczna. Jeśli będzie taka jak teraz niech wie, że jej życie zamieni się w piekło.
Idę nie ma co marnować czasu. Kiedy wychodzę widzę jej szczęście wymalowane na twarzy. Co za idiotka. Powinna czuć się zaszczycona, że chcę być z nią blisko.

Darcy's POV:

Uśmiecham się, gdy Harry odchodzi ode mnie. To takie miłe uczucie pozbyć się kogoś kogo się nienawidzi. Mam nadzieję, że przynajmniej przynieśli mi jakąś książkę. Pochylam się w dół, gdzie leży mój plecak. Sięgam po niego i zaczynam grzebać w poszukiwaniu za książką. Znajduję trzy książki i nie wiem którą wybrać. "Zmierzch" "Hobbit" i "Deklaracja"* to przecież moje ulubione książki. W końcu decyduję się na "Zmierzch na, który mam największą ochotę. Po kilku stronach okazuję się, że nie mam nastroju, aby to czytać. Sięgam, więc po Deklarację. "Nie bój się wydostaniemy się stąd" przypomina mi to jak mój dom. Tylko, że ja byłam tam sama bez nikogo. Bez niczyjej pomocy skazana na piekło. Słyszę dzwonek mojego telefonu. Wkładam zakładkę i sięgam po plecak. Szukam telefonu. Kiedy go znajduję przejeżdżam palcem po ekranie i przykładam telefon do ucha.
- Przepraszam, kim jesteś? - pytam, gdy zauważam, że jest to numer bez nazwy.
- Naprawdę nie wiesz? - pyta.
- Nie - odpowiadam szczerze.
- Jestem twoim ojcem - odpowiada głos po drugiej stronie.
- T-ttata? - jąkam się.
Przez dalszą część rozmowy opowiada mi o sobie, a ja jemu też.
- Gdzie jesteś? - pyta.
- W szpitalu - mówię i podaję mu adres.
- Zaraz będę - mówi.
Rozłączam się i odkładam telefon na szafkę. Nie zauważam nawet momentu, kiedy wchodzi na salę.

*Deklaracja - książka opowiadająca o nielegalnym życiu wielu dzieci, które nie powinny się narodzić. W tym również zawsze posłuszna Anna. Wszystko zmienia się kiedy pojawia się pewien chłopak, Peter. Dziewczyna początkowo go nie lubi, kiedy on opowiada jej o ich rodzicach. Jednak po jakimś czasie ulega jego opowieściom i ucieka z nim z ośrodka dla nadmiarów do swoich rodziców. Szczerze polecam! Jest boska *.*

Czytasz? Komentujesz to dla ważne :)

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 8.

- I ty to wszystko robiłeś, żeby mnie zobaczyć? - pytam.
- Zakochałem się, księżniczko tego od ciebie też oczekuję - mówi, biorąc kosmyk włosów i bawi się nimi.
Frajer. Jak można oczekiwać od kogoś obcego, aby o pokochał. Ja nic o nim nie wiem i nie chcę wiedzieć. Wolę mieć kogo kto będzie mnie chciała bo mnie naprawdę kocha i będzie dbać o mnie, a nie tylko, abym robiła mu jedzenie i na pokaz przed kumplami. To jest niedorzeczne. Wiem, można się zakochać w kimś, ale oczekiwać od niego tego samego? To już kompletnie jest szczyt chamstwa. Zwykły frajer, ale może się zmieni. Och, nie nie sądzę.
- Może byś się odezwała, co? - pyta.
- Zostaw mnie w spokoju! Ja Cię nie kocham zrozum to! Wynocha stąd! - krzyczę na niego, ale on się tylko złośliwie uśmiecha.
- Jak widzisz to też mój pokój, kochanie - odpowiada.
- W takim razie chociaż, zejdź z mojego łóżka! Natychmiast! - nakazuje mu.
- Jaka zadziorna - przewraca oczami.
- Mówiłam zejdź z mojego łóżka! Ale już! - znowu na niego krzyczę. Założę się, że większość ludzi słyszy nas.
- Żadna kobieta nie będzie mi mówić co mam robić - mówi ostrym tonem i łapie mnie mocno za nadgarstki. Za mocno.
- Puść mnie, puść! Nie słyszysz? - mówię, wiedząc, że mnie słyszy, ale udaję, że nie dosłyszał. Po chwili moja sylwetka znajduję się na jego ramionach i podnosi mnie.
- Puść mnie! - żądam i kopę go gdzie popadnie.
- Jeśli chcesz - mówi i puszcza mnie wprost na twardą i drewnianą podłogę.
- Och zapomniałem - mówi ironicznym tonem i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie samą, obolałą na podłodze.
Jak on mi mógł to zrobić? Ja nawet podnieść się nie mogę a co dopiero pojechać do szpitala. Czy on ma w ogóle uczucia? On nie ma serca. Nawet nie pomógł mi wstać tylko odszedł jak gdyby nic. Nie ma co się siłować. Boli mnie jeszcze bardziej, gdy się poruszę. Jak sobie coś złamałam to nie odpuszczę mu. Frajer. Dupek. Debil. Idiota. Kretyn. Dobra, spokojnie, Darcy dasz radę może ktoś wejdzie do pokoju i mi pomoże. Bezinteresownie. Zapomniałam. Teraz coś takiego nie istnieje i nikogo nie obchodzi mój wstrętny los. Z resztą kto mógłby się mną zainteresować? Bo już sama nie wiem. Siedzę już tu z godzinę i nic. Kompletne zero. Nikt nie zainteresował się co mogłoby mi się stać. Bo po co sobie zadawać trud, by ruszyć swój tyłek i zapytać jak się czuję? Może Harry nawciskał im jakiś kłamstw, że zasnęłam na jego ramionach, więc postanowił mnie zostawić. Na samą myśl o im skręca mnie w żołądku. Może i jest przystojny, ale to nie wszystko. Potrzeba jeszcze trochę oleju w głowie. Ciekawe jak bardzo moja matka się o mnie martwi? Pewnie wcale. Zawsze byłam dla niej ciężarem. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałam 6 lat. Do tego czasu mogłam się spotykać z kim chciałam. Ale po odejściu taty? Nigdzie. Przez ten cały czas kłócili się o mnie. Słyszałam ich rozmowy, chociaż byłam zamknięta w pokoju. Moja matka mówiła, że mnie nie chcę i zadba o to w sądzie, aby mnie przydzielili do ojca. Tata się zgodził zawsze mnie kochał. Pamiętam jak zawsze mnie pocieszał i przytulał. Wszystko było wtedy idealne. Można by pomyśleć, że z bajki. Albo wyssane  z palca. Gdy nadeszła sprawa w sądzie zostałam z babcią. Ona też była wspaniała. Niestety nie po mojej mamy myśli wszystko poszło. Sąd stwierdził, że lepiej będzie mi z matką. A mój ojciec nie dostał nawet prawa spotykania się ze mną. Nawet nie wiem gdzie mieszka. Chciałabym go zobaczyć. Pogadać z nim. Zamieszkać. Kiedy tylko wróciłam do domu zaczęła mnie bić i krzyczeć jakim jestem problemem dla niej i że nie powinno mnie tu być. Głodziła mnie. Nie kupowała mi prawie w ogóle ciuchów. Pozwalała mi się myć tylko raz w tygodniu. Dopiero później gdy zrozumiała, że będę posłuszna dawała mi się dobrze najeść, kupowała mi ubrania, pozwala mi się myć codziennie i co najważniejsze nie biła mnie już. W zamian za to oczekiwała ode mnie wzorowego zachowania, dobrych ocen i żadnego pyskowania do niej. Łzy napłynęły mi do oczu. Tym razem dam upust moim uczuciom.

                                                                    ***

- Obudź się! - szturcha mnie Ann. - Co ty w ogóle robisz na tej podłodze? Harry powiedział, że usnęłaś w jego ramionach, więc zostawił Cię samą. Pewnie za bardzo się wierciłaś i spadłaś. Ale spać pół dnia! To już lekka przesada Darcy - śmieję się Ann.
Kiwam jej głową bo nie mam siły cokolwiek powiedzieć.
- Skąd te siniaki? - pyta mnie.
Pokazuję jej gestem, że nie mam siły mówić.
- Dobra weźmiemy Cię do szpitala. Zobaczymy co potem - mówi, wiedząc, że jej nie odpowiem - ktoś dzwonił do ciebie kilka razy - dodaję.
- Ostatni byłaś zawieźć Brada do przychodni, ale szpital jest trochę dalej. Jazda zajmie nam około godziny, z korkami dwie - uśmiecha się.
- Macie jakiś pomysł, jakby ją przenieś? - pyta reszty osób zgromadzonych tuż nade mną.
- Może przeniesiemy ją na noszach? - mówi jakaś rudowłosa dziewczyna, której nie znam.
- A ktoś ma coś takiego? - pyta z pogardą Harry.
- Zdaję się, że w każdym mieszkaniu dają podstawowe rzeczy co pomocy czy jakoś tak - przypomina mu Bradley.
- Emily, Jake idźcie po nosze - nakazuję im Ann.
Następnie para nastolatków wychodzi z pokoju za poszukiwaniem noszy. Chwilę później przychodzą dźwigając noszę.
- Harry pomóż mi podnieść ją - mówi Liam.
Zostaje podniesiona i położona przez nich na noszach. Później Ann przypina mnie, abym z nich nie fortunnie nie spadła.
- Dobra, Ja, Harry i Brad jedziemy. Chłopaki weźcie Darcy - mówi Ann.
Biorą po obu stronach nosze i wychodzą w pokoju, a za nimi Ann. Decydują się iść schodami .
- Dobrze, że tylne siedzenie jest wszczepione. - mówi, któreś z nich.
- Dobra, Bradley, prowadzi ja siadam na tylnym siedzeniu bo zgaduję, że chcesz być koło swojej dziewczyny - mówi do Harry'ego.
- Zawsze masz rację - mówi.
Wychodzi na zewnątrz i kierujemy się na parking na, którym jesteśmy po kilku samochodach i od razu odnajdujemy swój. Ann wyciąga kluczyki i otwiera auto i po chwili wkładają mnie do środka. Harry wchodzi, siada na leżącej noszy i zapina się, a po chwili mnie. Z tego co widzę mają w bagażniku siedzenie, na którym siada Bradley, a Ann wsiada na miejsce kierowcy. Po chwili słyszę warkot silnika, co oznacza, że za chwilę będziemy jechać 2 godziny do szpitala. Cudownie. Wkraczamy na ulicę. Gapię się przez 10 minut na sufit samochodu. Jakie to interesujące.

                                                                ***

Otwieram oczy i zdaję się, że jesteśmy przed budynkiem szpitala.  Ann otwiera bagażnik , aby mógł wyjść i po chwili Harry również wychodzi z samochodu. Biorą znów z obu stron noszę i idą wraz z dziewczyną do budynku. Nie jestem w stanie wszystkiego słyszeć, ale słyszę ich chichoty. Wchodzą po schodach, kiedy udaję mi się usłyszeć Ann.
- Uprawiałeś już z nią seks, Harry? - pyta Harry'ego, a mnie normalnie bierze obrzydzenie. Tak jestem dziewicą.
- A co ty  myślałaś? Pewnie, że tak - odpowiada, a ja mam ochotę wstać i przywalić mu w tą jego anielską gębę.
- Musi mieć szczęście - mówi Ann.
Wyczuwam, że Bradley czuję się nieswojo.
- Co ty Bradley prawiczkiem jesteś? - drwi z niego Harry.
- Przecież ostatnio wszedłeś ostatnio mi do łazienki, kiedy  pieprzyłem Emily - mówi.
Oni są obrzydliwi. Pewnie gdybym nie miała takiej matki dawno bym już nie była dziewicą. Ale cóż taki mój los. Nie zorientowałam się, że jesteśmy już w poczekalnii
- Dzień dobry chciałabym zobaczyć co jest mojej przyjaciółce. Zobaczyłam ją w pokoju jak leży nieprzytomna na podłodze. Nie może się nawet ruszyć. - mówi Ann kobiecie.
- A da radę wam mówić wszystko, by zapisać jej dane? - pyta.
- Nie sądzę. Pytałam się jej co się stało, ale nie dała rady odpowiadać - mówi kobiecie w średnim wieku.
- Cóż, poproszę lekarzy, aby przyjęli waszą koleżankę na salę obserwacji - oznajmia im - proszę usiąść w poczekalni - dodaje.
Zmierzają wraz ze mną do najbliższych wolnych miejsc i siadają. Po kilku minutach podchodzą do nas lekarze.
- Moglibyście powiedzieć nam co się dokładnie zdarzyło? - pyta nas siwy mężczyzna w podeszłym wieku.
- Po prostu, gdy przyszliśmy do niej zobaczyć jak się ma leżała na podłodze nieprzytomna - tłumaczy mu tym razem Harry.
A jednak nie zapomnieli o mnie. Jupi.
- Dobrze pomożecie nam ją zabrać? - pytają lekarze, na co kiwają głowami.
Chwilę później jestem znów noszona. Hello umiem chodzić! A nie aktualnie nie.
- Proszę jej nie męczyć i budzić musi odpoczywać. Elisabeth pobierz jej krew na badania i przypnij do kroplówki. Zaraz weźmiemy ją na rentgen. - mówi jeden z lekarzy.
Podchodzi do mnie pielęgniarka wraz ze strzykawką i zaraz pobierze mi krew. Jezu czemu ja się boję pobrać krwi. Zachowuję się jak 5 latek. Po chwili bólu jaki odczuwam, lekarz ponownie podchodzi do nas.
- Wynik pojawi się za około godziny oraz za 5 minut zabieramy waszą znajomą na badanie - oznajmia lekarz.
- Już czas - słyszę głos lekarza.
Jedna z pielęgniarek sadza mnie na wózku inwalidzkim i jedzie nim aż pod salę gdzie mam mieć badanie. Wprowadza mnie tam. Po badaniu znowu jadę na wózku na salę. Powiedzieli mi, że dostanę je, gdy będą już po pobraniu krwi. Aktualnie jestem na sali, a Bradley jakoś tak zniknął.
- Gdzie Bradley? - pytam
- Pojechał po twoje rzeczy, kochanie - mówi czule Harry.
Pierdol się. I jeszcze raz się pierdol. Dziękuję.
- Powinien być za 30 minut o tej godzinie nie ma korków - uśmiecha się Ann.
- Wtedy będą moje wyniki - mówię.
- Widzisz jak się złożyło - odpowiada Ann.
- Jeśli wam to nie przeszkadza prześpię się - oznajmiam im.
- Najważniejsze, abyś wyzdrowiała - przemawia Harry.
- Um. Dzięki - mówię i zakrywam się kołdrą, zamykając oczy.

                                                                    ***

- Są już wyniki, zobacz je - mówi mi pielęgniarka i wręcza papiery z wynikami.
Zaraz otworzę i powiem im jak, ale chcę zobaczyć czy są wszyscy. Tak Bradley jest.
- Zaraz wam przeczytam - oznajmiam im.
Otwieram złożoną kartkę i czytam.
___________________________________________________________________________________
Skomentuj proszę ;)) choćby jedną literką :) to wiele dla mnie znaczy

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 7.

Głowę miałam schowaną w poduszkę. Czułam  gule w gardle. Nie śmiałam mu odpowiedzieć na jego pytanie. Po prostu nie mam na to siły. Zbyt dużo ostatnio się dzieję. Stanowczo za dużo na jedną osobę. Opuszczenie kraju, poznanie Ann, wystawienie mnie przez przyjaciół, rozmowa z Harry'm, kłamstwo Harry'ego, uderzenie Bradley'a, jazda i rozmowa z nim i teraz to. Ja już dłużej nie wytrzymam. Nie jestem jedną z tych wytrzymałych dziewczyn. Mam już dość, a nadal czułam obecność Harry'ego siedzącego obok mnie. Ann by mnie zapytała czy chcę być z nią w pokoju, ale nie już miejsc tutaj, a to było jedyne. A przecież nie będę spała w sypialni, widząc, że tutaj są regularnie imprezy i przychodzi tłum ludzi. A później pijani śpią w przypadkowych pokojach, łazience, kuchni, na podłodze lub na kanapach. Nie wiem ile minęło już czasu odkąd Harry siedzi na moim łóżku, czekając na moją odpowiedź, której i tak się nie doczeka.
- Może odpowiesz mi, księżniczko. - pyta Harry zbliżając się do mnie.
- Spieprzaj - to jedyne na co mogę się zdobyć.
Wydawało mi się, że schodzi z łóżka i się oddala. Cóż, myliłam się zamiast wyjść i dać mi spokój kładzie się obok mnie i przytulając. Tego już kurwa za wiele.
- Czemu odstawiasz tutaj taki cyrk przed wszystkimi, skoro możesz mieć każdą? - pytam się próbując uwolnić się z jego objęć.
- Mogę Ci wszystko powiedzieć jeśli siądziesz i wysłuchasz mnie, kochanie - mówi.
- To puść mnie - każę mu i spełnia moje oczekiwania.
- Zacznę od początku całą to historię. Więc tak wyjechałem w tamtym roku do Chicago, by pójść na cholerne studia. Ale po roku mnie wywali. Ale to już inna historia. Może widziałaś mnie może nie. To nie wiadome. Pierwszy raz zobaczyłem cię, gdy siedziałem na ławce przy twoim bloku. Właśnie wtedy wyszłaś na zakupy z twoją matką, a ja przyglądałem się tobie, byłaś piękna i nadal jesteś. Szłaś z swoją matką, gdy ktoś ci pomachał. Okazało się, że była to twoje znajoma z klasy. Skąd to wiem powiedziałaś do nich "Cześć Malia" właśnie wtedy zapytałaś się swojej matki czy możesz się z nią spotkać, ale twoja matka odpowiedziała, że nie bo pochodzi z biednej rodziny. Byłaś zawiedziona, smutna. Wynikało to z twojej miny na twarzy. Później udałem się do niej i zacząłem wypytywać o ciebie powiedziała mi jak się nazywasz, ile masz lat, gdzie dokładnie mieszkasz i o twojej pieprzonej matce, która nie pozwalała Ci nawet pójść do jednej kumpeli stąd, przykładowo bo jest z biednej rodziny, ma złe oceny, albo bo nie lubiła jej matki lub ojca. Wiedziałem, że twoje życie to koszmar, że chciałaś być gdzie indziej, być wolnym człowiekiem. Tak to ja wspiąłem się do twojego okna w pokoju by cię zobaczyć. Robiłem to każdej nocy, kiedy tylko była okazja na aby cię zobaczyć. Widziałem jak się brałaś różne leki, aby się zabić, cięłaś się prawie każdej nocy. Aż pewnego dnia, gdy sprawdziłaś swoją szafkę i zauważyłaś, że nie ma w niej nic. Ani żyletki ani lekarstw. Więc przestałaś. Słyszałem jak planowałaś swą ucieczkę stamtąd, z piekła. I wkońcu to zrobiłaś - opowiedział mi wszystko to co wiedziała, wszystko.
Wziął moją rękę, podwinął rękaw i przypatrywał się moim bliznom. A ja nic nie zauważyłam. Kompletnie nic.
_____________________________________________________________________________________
Wiem jest krótki, ale nie mam weny, a nie chcę zaniedbać bloga, tak jak ostatnio.
Czytasz komentarz.
To przykre gdy widzę 20 wejść na bloga a nikt nie skomentuję proszę komentuj ;))

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 6.

Odstawiłam swoją czynność na bok. Teraz wpatrywałam się w niego. Dopiero teraz do mnie dotarło, jaki jest seksowny. Miał na sobie obcisłe czarne dżinsy, koszulę w kratę, białe converse, a jego kruczoczarne włosy, są ułożone w nieładzie. Mimo tego dla na zawsze pozostanie świrem. Jak można być normalnym, udając przed znajomymi obcą dziewczynę za swoją? Typowy chłopak. Typowy frajer. Na zewnątrz piękny w środku frajer. Dlaczego na niego akurat trawiłam? Czemu los mnie nienawidzi? Jego szmaragdowe oczy odzwierciedlały jego duszę. Nie przyglądając się bliżej perfekcyjny chłopak, ale gdy się przyjrzy w jego oczach można zobaczyć tą złowieszczą pustkę. Człowiek bez cienia serca. Bez litości. Bez miłości. Gdyby się tak nie zachował, pomyślałabym na lotnisku zwykły, normalny chłopak. Jak bardzo się myliłam. Żałuję, że wpadłam na niego na lotnisku. Mogłam patrzeć jak idę. Pewnie wtedy nie byłoby tej całej szopki przed wszystkimi. Najwyraźniej Bóg pomyślał, że śmiesznie byłoby jakbym go spotkała. Pieprzony los.
- Zamierzasz mi odpowiedzieć, księżniczko - zapytał, po kilku minutach trwającej ciszy.
- Spierdalaj - mówię.
- Spokojnie nie spinaj się księżniczko - odpowiedział.
Kiedy szłam w kierunku drzwi, objął mnie w talii i pocałował mój policzek. Czy on jest popierdolony czy tylko udaję? Wykorzystuję chwilę jego nieuwagi i z całej siły uderzam go w policzek. Patrzy na mnie przez chwilę i obejmuję mnie ciaśniej.
- Coś Ci się chyba pomyliło, kochanie - powiedział.
- Rzeczywiście - mówię starając się brzmieć przekonując i nadstawiam mu policzek do pocałunku.
Wykorzystuję ten moment i kopię go nogą w kroczę. Puszcza mnie, więc uciekam i chowam się w najbliższym pokoju, który jest pusty. Zamykam się na klucz po czym wyjmuję klucz i kładę na małym stoliku. Przez dziurkę od klucza próbuję zobaczyć co dzieję się w tej chwili. Harry wychodzi z pokoju, rozgląda się szukając mnie wzrokiem. Zmierza w moją stronę. Kurwa. Na moje szczęście mija drzwi pomieszczenia w, którym się aktualnie znajduję. Może jest tu więcej pokoi. Kiedy widzę, że jest po za zasięgiem moich oczu sięgam po klucz i otwieram drzwi. Rozglądam się jeszcze raz i wychodzę, szukając Bradley'a w salonie. Siedzi tam.
- Bradley ja idę po kluczyki i zaraz pojedziemy do szpitala - oznajmiam mu na co kiwa głową.
Chwila. Przecież ja tu nie mam samochodu. O, w dupę muszę pożyczyć.
- Widziałeś Ann? - pytam wszystkich, którzy znajdują się w tym pomieszczeniu. W końcu uzyskuję odpowiedź,że jest w kuchni, która jest naprzeciwko salonu.
- Ann, mogę pożyczyć samochód? - pytam od razu kiedy znajduję się w kuchni.
- Jeśli masz prawo jazdy bierz śmiało - mówi i podaje mi kluczyki.
- Ann czy mogłabyś mi przynieść moją kartę prawa jazdy? Jest na szafce nocnej. - mówię i Ann kiwa głową i idzie do naszego pokoju. Po chwili przychodzi z moją kartą w ręku.
- Dzięki - mówię.
- To drobiazg - mówi szybko.
Opuszczam kuchnię i idę w stronę wiatrołapu, gdzie czeka już na mnie brunet.
- Gotowy? - pytam go, kiedy nakładam swoje buty.
- Pewnie - odpowiada.
Idziemy razem w kierunku windy, kiedy jesteśmy przy niej Bradley przyciska guzik i czekamy na windę.
- Czemu tutaj przyjechałaś? - pyta.
- Cóż moja matka zawsze mnie tam kontrolowała, nie pozwalała z nikim się spotykać, tylko nauka, nauka i nauka. Dopiero w wakacje, które spędziłam u mojej ciotki, mieszkając na dzielnicy, gdzie mieszkają tylko Ci najbogatsi pozwoliła mi się z nimi poznać. Gdy się z nimi przyjaźniłam powiedzieli mi, że tutaj są tylko na wakacje i że mieszkają w Londynie, opowiedziałam im o tym,że w  Chicago nie mogę się z nikim przyjaźnić, zaproponowali, abym zamieszkała u nich w Anglii. Na początku nie chciałam, ale w końcu zdecydowała się, że tak będzie najlepiej i gdy wróciła do stanów, skontaktowałam się z nimi i ustaliliśmy termin w którym miałam u nich zamieszkać. Kiedy przyjechałam do Anglii poszłam pod adres, który mi podali. Ale zamiast nich spotkałam tam Harry'ego i okazało się, że tu nie mieszkają. Na szczęście poznałam w samolocie Ann, która powiedziała, że gdybym potrzebowała pomocy mam do niej dzwonić. Więc zadzwoniłam. - opowiadam mu.
- To było mieszkanie jego mamy on mieszka tutaj - mówi, przez co mnie zatyka.
W porę winda zjawia się i wsiadamy do niej, a chłopak znów coś naciska.
- Zawieź mnie tylko, sam później przyjadę - mówi.
- Dobrze - uśmiecham się.
Zbliżamy się do auta, więc otwieram je i po chwili wsiadamy do środka.
- Jedź do tego skrzyżowania prosto, a później skręć w prawo i jedź do jej końca - instruuje mnie.
Odpalam silnik i jedziemy w kompletnej ciszy.
- Dzięki - mówi i wysiada.
- A tak przy okazji ten pokój to, którego Cię przydzielono będziesz dzielić z Harry'm oznajmiam mi i uśmiecham się do niego.
Kiedy widzę, że idzie do przychodni jadę do mojego nowego domu. Czuję jak ściska mnie w gardle. To nie może być prawda, nie ma kurwa mowy. Po chwili jestem już na parkingu przed moim blokiem. Idę do windy i po chwili z niej wysiadam. Kieruję się do mieszkania i otwieram jego drzwi wchodzę z załzawionymi oczami i idę do pokoju ignorując wszystkich. Gdy jestem już w pokoju z całej siły rzucam się na łóżko.
- Wiesz, że będziesz ze mną dzielić pokój - przemawia do mnie zimny i ochrypły głos. Głos Harry'ego. Jednak to prawda.
___________________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak później, ale była u mnie kuzynka :))
Czytasz-Komentujesz ;3

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

 Rozdział 5

Drzwi otworzył nam chłopak, cały przesiąknięty alkoholem. W oddali na kanapie było widać parę nastolatków śpiących na kanapie, oczywiście pijanych. Jak widać tylko mi Liama'owi to przeszkadzało, ale za to Ann i Harry wyglądali na zadowolonych. Wracając do Harry'ego cały czas trzymał mnie za nadgarstek.
- Siema, Bradley - mówi Harry na chwilę oddalając się ode mnie, ale ciągnąc w jego stronę. Po chwili ściska rękę chłopaka.
- To jest Darcy, moja dziewczyna - mówi.
On jest kurwa po prostu zjebany.
- O Styles ma dziewczynę - śmieje się chłopak.
- Miło mi Cię poznać, Darcy - podchodzi do mnie i zaczyna mnie przytulać. Staram mu to odwzajemnić, ale po chwili Harry odpycha mnie od niego. Puszcza mnie i zbliża się do chłopaka, wymierzając mu cios w twarz. Bradley zaczyna krwawić tego już, kurwa za wiele. Na twarzy chłopaka dostrzegam ból. Kieruję się do łazienki. Wykorzystuję chwilę nie uwagi Harry'ego i podążam za nim jak najszybciej mogę, żeby mnie nie zauważył. Otwieram drzwi łazienki i podchodzę do chłopaka.
- Nic Ci nie jest? - pytam go na co kiwa głową.
Przykucam szukając w szufladach wody utlenionej i plastrów. Zauważam je i wyjmuję wszystko co potrzebne.
- Co najbardziej Cię boli? - pytam i Bradley pokazuję na swój nos  spuchnięty i obolały.
Odkażam jego ranę i przyklejam w to miejsce plaster.
- Masz złamany nos, trzeba będzie udać się z tym szpitala - mówię.
- W porządku, poprowadzę - odpowiada na co kręcę głową.
- Jesteś pijany, nie możesz - wyjaśniam mu to.
- Połóż się na razie na kanapie - instruuje go.
- Dziękuję, że mi pomagasz - mówi na co w odpowiedzi się uśmiecham.
Chłopak otwiera drzwi łazienki i kieruje się do kanapy. Ja natomiast idę prosto w kierunku drzwi.
- Gdzie ty byłaś?! Czekamy na ciebie tutaj już 10 minut - mówi Ann.
- Nie ważne - mówię.
- Gdzie będę spała - pytam Ann.
- Chodź za mną - mówi.
- W ogóle gdzie moja walizka - pytam.
- Harry Ci ją już wziął - odpowiada.
Otwiera drzwi mojego nowego pokoju. Jest on pomalowany na czarno, a na jednej ze ścian nałożona jest tapeta, która przedstawia Londyn. Na dwóch stronach ścian są łóżka, szafki nocne, obok nich maleńkie biurka i szafy. Jedno z czarnej strony łóżko, najprawdopodobniej już należy do kogoś. Będę miała współlokatora. Świetnie.
- Tu będzie twoja strona - mówi pokazując na łóżko przy ścianie z tapetą.
- Tu masz szafę, biurko, szafkę nocną i biurko do swojego użytku - mówi i po chwili wychodzi.
Nawet nie zdążyłam się zapytać z kim będę w pokoju. Trudno i tak pewnie z nią. Zaczynam układać w szafie swoje ubrania. Będę musiała sobie kupić więcej. Później zabieram się szafki nocnej, gdzie wkładam do szufladek książki. W biurku umieszcza wszystkie długopisy, ołówki i inne pierdoły, które ze sobą wzięłam.
- Cześć piękna - uśmiecha się Harry i wchodzi do pokoju.
__________________________________________________________________________________
Wiem że póki co są krótkie, ale później będą dłuższe :)
Czytasz komentarz

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 4

Samochód wtoczył się na parking. Chwilę później wyszła z niego Ann a za nią brunet z piwnymi oczami i twarzy z ciepłym uśmiechem. Kiedy Ann namierzyła mnie wzrokiem zaczęła machać do mnie z daleka, co odwzajemniłam. Teraz szli w moją stronę lekkim i powolnym krokiem. W następnej chwili zauważyłam tego chłopaka z lotniska. Skąd on się tutaj do cholery wziął? Może po prostu z mojej rozpaczy nie zauważyłam, gdy przechodził koło mnie? Już sama nie wiem. Teraz chcę aby moje łzy ustały i nie było widać moich zaczerwienionych oczu. Nie chcę zrobić przy tym brunecie zrobić złe wrażenie. Ale przecież już byli coraz bliżej i nie miała szans, by nie wyglądać jak bym przed chwilą płakała. Najwyżej wszyscy będą mnie omijać szerokim łukiem, aż w końcu przez to stracę nawet moją Ann. Dlaczego się na nich tak cały czas gapię? Szybko Darcy, szybko myśl. Aby nie zauważyli mojego ciągłego patrzenia na nich udaję,że szukam telefonu, który i tak leży obok mnie. Ale ze mnie idiotka. Teraz byli jedynie kilka kroków ode mnie.
- Cześć jestem Liam, miło mi Cię poznać. - mówi od razu, kiedy staje obok mnie i przytula mnie. Odwzajemniam to. Po chwili puszczam się z jego uścisku.
- Ja jestem Darcy, mi ciebie też -  mówię i uśmiecham się do bruneta.
- Może poznałaś już Harry'ego? - pyta mnie Ann.
Harry gwałtownie się do mnie przybliża obejmując mnie swoim ramieniem. Chociaż staram się puścić jest on zbyt silny.
- Jestem jej chłopakiem - mówi na co kręcę głową.
Kurwa tego już za wiele. Co on sobie myśli, nazywając mnie swoją dziewczyną?!
- Nie żartuj kochanie - mówi na co moja twarz robi się cała czerwona.
Próbuję wyrwać mu się specjalnym i sprawdzonym chwytem, ale nadal jest za silny. Kurwa.
- Nie wstydź się swojego chłopaka, Darcy - śmieję się Ann.
Usta Harry'ego niebezpiecznie  przybliżają się mojego policzka. Teraz jestem bezradna. Jestem zbyt słaba. Po chwili muska mój policzek i patrzy mi w oczy. Po chwili wraca do swojej poprzedniej pozycji, nadal trzymając mnie jak psa na smyczy. Cholera. Chwilę słychać ciche chichoty Ann i Liam'a. Następnie trwa niezręczna cisza.
- Pora już się zwijać co? - po chwili pyta Ann na co wszyscy kiwają głową.
Kierujemy się do samochodu. Harry uwalnia mnie z uścisku, na co próbuję odejść jak najdalej od niego, ale jest szybszy ode mnie i łapie mnie mocno za nadgarstek, próbując udawać,że naprawdę jesteśmy razem. Ale tak nie jest. Cała wędrówka przebiega w ciszy. Kiedy jesteśmy przy pojeździe, próbuję otworzyć drzwi, na co Harry lekko mnie popycha i sam otwieram mi drzwi, czekając aż ja wejdę. Siadam na sam koniec samochodu z nadzieją, że środkowe siedzenie nie ma pasa. Myliłam się, nie może się ode mnie odpieprzyć?
- Proszę zapiąć pasy - oznajmia żartobliwie brunet, na co ja i Ann śmiejemy się, a Harry pozostaje niewzruszony, łapiąc mnie ponownie za rękę.
Dziewczyna włącza radio i odpala silnik.
- Daleko jest stąd do twojego mieszkania? - pytam, czekając cierpliwie na odpowiedź.
- Samochodem jakoś 20 minut stąd - mówi i uśmiecham się.
- Od jak dawna spotykasz się z Harry'm - pyta mnie Liam.
- Od jakiegoś roku, kiedy wyjechałem do Stanów Zjednoczonych. - wtrąca się Harry.
Co za dupek co sobie on wyobraża. Przez jego słowa staje mi ogromna gula w gardle, przez co nie mogę odpowiedzieć. Świetnie, wręcz zajebiście. Dalsza droga przebiega w ciszy. Na moje szczęście.
- Zaraz będziemy na miejscu - oznajmia Ann, kiedy ja spoglądam przez okno widząc jak wjeżdżamy na parking, szukając wolnego miejsca. Po znalezieniu miejsca wszyscy otwieramy drzwi i kieruję się w stronę bagażnika, by wyjąć swoją torbę. Otwieram drzwi bagażnika i zabieram swoją torbę, ciągnąc ją za sobą i idąc tym razem bez Harry'ego. Widzę dużą przerwę pomiędzy mną, a nimi, więc przyspieszam znajdując się obok Ann. Przekraczamy klatkę schodową i kierujemy się do windy. Wchodzimy wszyscy do niej, Harry naciska szóstkę. Jadąc zatrzymujemy się kilkakrotnie, w końcu zatrzymujemy się na naszym piętrze. Idę za nimi patrząc na swoje otoczenie, pełne drzwi. Nareszcie zatrzymujemy się przed 20, a Liam dzwoni. Myślałam, że to jej mieszkanie, więc dlaczego puka? Po chwili drzwi otwierając się.
_________________________________________________________________________________
Czytasz-Komentarz :)
Rozdział 3

W drzwiach stanął ten sam chłopak, który wpadł na mnie na lotnisku. Jak to w ogóle możliwe? Może to ich nowy współlokator? Ostatnio, gdy się z nimi kontaktowałam nic nie mówili mi nic o nim. A jeżeli on jest ich znajomym i przyszedł tu po prostu? Miałam nadzieję, że już go nigdy nie zobaczę, a tu ma tupet jeszcze, żeby mi się pokazywać. Już sama nie wiem co o tym myśleć. To jest tak strasznie pokręcone.
- Wiedziałem, że będziesz chciała mnie kolejny raz dotknąć, kochanie. - mówi to z tym łajdackim uśmiechem na twarzy.
- Nie. Co ty tu w ogóle robisz? - pytam go, a na mojej twarzy pojawia się grymas.
- Mieszkam?! Jeśli kurwa przyszłaś tu by robić mi awanturę o to lotnisko, to lepiej spierdalaj stąd! - krzyczy na mnie i z jego twarzy znika uśmiech, a natomiast pojawia się wściekłość.
- Ty masz równo pod sufitem?! Tu mieszkają moi przyjaciele Jamie, Rick'y i Ellie. - odpowiadam starając się nie wybuchnąć.
- Co ty mówisz?! Dziewczyno tu nikt taki nie mieszka w całym bloku. - mówi to spokojnie chociaż widać, że mało brakuje, aby nie zrobił tu awantury.
- Ale jak to? - jąkam się i moje myśli stają  się coraz bardziej chaotyczne. Pokazuje mu kartkę z adresem dzięki, któremu się tutaj znalazłam.
- Rzeczywiście jest poprawnie napisany, ale nie ma tu nikogo takiego. - odpowiada z spokojnie co mnie jeszcze bardziej zaskakuje. Jeszcze przed chwilą wrzeszczał na mnie.
To jeśli ten adres jest poprawnie napisany i nie mieszkają w tym blogu to może w następnym? Trudno jest to ustalić.
- Mieszkają tu w ogóle na tym osiedlu? - pytam mając nadzieję że powie tak.
- A jakie mają nazwiska? - pyta przez co muszę sięgnąć to pamięci.
- Jamie Evans, Ricky Star i Ellie Wilson - odpowiadam po chwili namysłu.
- Znam tutaj każdego. I nigdy nie słyszałem, żeby oni tu mieszkali. - mówi na co mi stają łzy w oczach. Gdzie ja teraz się znajdę? No gdzie?
- Dzięki w takim razie do zobaczenia - mówię i stopniowo się oddalam.
-Mam nadzieję, że do zobaczenia, księżniczko - mówi i puszcza mi oczko.
Gorzej być nie może. Gdzie ja teraz zamieszkam? Na ulicy? Matka miała rację byłoby lepiej gdybym została, ale cóż mam za swoje. Idę w kierunku windy ciągnąc za sobą walizkę. Naciskam przycisk i chwilę czekam zanim winda się otworzy. Zjeżdżam w dół i wychodzę na świeże powietrze, siadając na ławce. To chyba na dziś będzie moje miejsce spania. Niestety życie jest okrutne. Daje upust łzą, starając nie robić tego głośno. Chwila miałam dzwonić do Ann jakbym miała kłopoty. Szukam telefonu w walizce i wybieram do niej numer. Po chwili odbiera.
- Coś się stało Dary? Wszystko w porządku? - pyta z troską w głosie.
- Nic nie jest. Ann czy mogłabym dziś u ciebie nocować? - pytam, stresując się odpowiedzi.
- No jasne. Gdzie jesteś? To przyjadę do ciebie. - mówi na co podaję jej adres.
- Dziękuję,że mi pomagasz - mówię.
- Ależ to nic już jadę na gazie - mówi i rozłączam się.
Czekam na nią około 5 minut, kiedy pojawia się jej czarny samochód.
________________________________________________________________________________
Czytasz-Komentarz :)