sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 2

Wsiadając do samolotu z początku strach dawał mi swoje oznaki. Dając bilet do kontroli starałam zapamiętać numer swojego miejsca. Na moje szczęście nie było to trudno tak jak myślałam. Miałam zająć miejsce w rzędzie trzecim na miejscu drugim. Po kilku minutach ciągnących się dla mnie w nieskończoność usiadła koło mnie wysoka blondynka, której oczy miły odcień błękitu. Siadając rzuciła mi ciepły uśmiech. Starałam się jej to odwzajemnić, ale bez skutku. Mój uśmiech nie wyszedł tak perfekcyjnie jak chciałam. Teraz myśli pewnie że jestem idiotką. Ale dziewczyna nie zdawała się tym zbytnio przejmować. Przynajmniej ona tak o mnie nie pomyślała.
- Cześć jestem Ann, Ann Davine, a ty? - pytając nieśmiało wyciągnęła rękę z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Miło mi ja jestem Darcy Black cieszę się, że mam okazję Cię poznać. - mówię starając się brzmieć jak najbardziej perfekcyjnie i naturalnie ściskając jej rękę.
Kolejne minuty mijały w ciszy. Co ja mam powiedzieć?
- Tak ogólnie czy mogła bym zapytać się o twój wiek? - mówię cicho i nieśmiało.
- Ależ oczywiście! Mam 18 lat, a ty? - odpowiada śmiejąc się z mojego pytania.
- Ja kończę za dwa dni 18 lat - odpowiadam, stresując się dalszym biegiem  rozmowy.
- To życzę Ci udanych urodzin - uśmiecha się i przytula mnie. Odwzajemniam to.
- Szkoda,że nie mam ich z kim spędzić. - odpowiadam czując, że zaraz się rozpłaczę.
- Chociażby z twoją matką? - pyta, na co kręcę przecząco głową.
Opowiedziałam jej o wszystkim co miało miejsce dzisiejszego ranka.
- To rzeczywiście nie brzmi najlepiej. - odpowiada, starając mi współczuć.
- A tak właściwie do kogo jedziesz do Londynu? - dodaje szybko.
- Do przyjaciół, moich jedynych przyjaciół - odpowiadam, niemal szeptem.
- Jedynych? - pytam na co kiwam głową.
- Mieszkam sama z matką w niewielkim mieszkaniu w Chigago. Moja matka z nikim nie pozwalała mi się tam kolegować. Dopiero rok temu w wakacje, kiedy pojechaliśmy do naszej ciotki, która mieszkała na najbogatszej dzielnicy w Dublinie. Właśnie tam poznałam Jamie, Rick'a i Ellie. - opowiadam jej o tym.
- Za pięć minut będziemy na lotnisku - oznajmia nam kapitan.
- Gdybyś czegoś potrzebowała zadzwoń pod ten numer. - mówi i podaje mi karteczkę z jej numerem.
- Dzięki - uśmiecham się.
Właśnie wylądowaliśmy na lotnisku.
-Bagaże proszę odebrać w punkcie bagaży oraz proszę iść pojedynczo - oznajmia nam.
Wychodząc rzuciła Ann ciepły  uśmiech. Na co odwazjemniła mi tym samym. Wchodząc do środka zauważyłam w oddali napis: Odbiór bagaży. Zaczęłam pośpiesznie iść w tym kierunku wpadając na dość wysokiego chłopaka z kruczoczarnymi włosami, zielonymi tęczówkami oraz z łajdackim uśmiechem.
- Następnym razem jak będziesz chciała mnie dotknąć powiedz, słoneczko. - mówi puszczając mi oczko i odchodząc, zostawiając mnie zdezorientowaną. Szybko się otrząsnęłam i odebrałam swoje bagaże. Wychodząc z walizką na kółkach rozglądając się za tym chłopakiem. Minęła już lotnisko i wkraczałam na ruchliwe uliczki Londynu. Chodząc z karteczką z adresem moich przyjaciół. Doszłam już do ich osiedla patrząc, którą klatką schodową mam wejść. Zajęło mi to pięć minut. Wchodziłam właśnie na piętro czwarte na którym mieszkali, szukając wielkiej mosiężnej trzynastki na drzwiach. Gdy w końcu ją znalazłam poszłam w jej kierunku. Gdy dotarłam do drzwi nacisnęłam dzwonek, a z środka mieszkania można było usłyszeć rozległy dźwięk dzwonka.
____________________________________________________________________
Przeczytałeś? Skomentuj :)
Przepraszam,że mnie tyle nie było, ale zapomniałam o blogu na śmierć :)

1 komentarz: